Dziś zamiast tradycyjnego postu mam do Was pytanie, a właściwie prośbę. Wiem, że odwiedza bloga dużo osób w różny sposób związanych z tematyką adopcji, przeważnie są to osoby, które dopiero chcą adoptować dziecko, ale wiem, że jest także kilka osób, które już odnalazły swoje szczęście.
W maju, w Warszawie, odbędzie się konferencja naukowo - szkoleniowa "Małe dziecko - mity i tabu w rozwoju i terapii małego dziecka" organizowana przez Fundację Wsparcie Na Starcie, Fundację Czas Dzieci oraz Akademię Pedagogiki Specjalnej. Zostałam (na razie wstępnie) zaproszona do prowadzenia podczas wspomnianej konferencji 2,5 godzinnych warsztatów dotyczących szczególnie "obalenia mitów i przekłamań, które dotyczą funkcjonowania i rozwoju dzieci adoptowanych".
Szczerze mówiąc nie bardzo wiem czy nadaję się do prowadzenia takich warsztatów, owszem kilka mitów chętnie bym obaliła (szczególnie po jednej z wizyt u psychologa o której pisałam kiedyś TUTAJ), ale należę do osób konkretnych i swoją wypowiedź zmieściłabym pewnie w 5-10 minutach, a nie 2,5 godziny :)
I tu pojawia się moje pytanie do Was, osób, które już adoptowały dziecko. Czy faktycznie dzieci adoptowane wychowuje się inaczej niż dzieci biologiczne? Czy funkcjonują one inaczej w rodzinie? Czy rozwijają się inaczej? Oczywiście mam na ten temat swoje zdanie, ale chciałabym poznać także Waszą opinię. Czy uważacie, że są jakieś mity dotyczące dzieci adoptowanych, które szczególnie warto obalić?
Z góry dziękuję za wszelkie sugestie.
Pytania dla mnie o tyle trudne, że mam tylko dziecko adoptowane, a nie mam biologicznego - więc siłą rzeczy ciężko mi cokolwiek porównywać i mogę tylko domniemywać. Osobiście myślę, że dziecko biologiczne traktowałabym identycznie jak adoptowane (nieraz zresztą zdarza mi się zapominać o tym, w jaki sposób trafił do nas Bąbel i że to nie ja nosiłam go w brzuchu). Choć z drugiej strony na pewno spore znaczenie ma też wiek, w jakim przyjmuje się szkraba do swojej rodziny - podejrzewam że dziecku starszemu z reguły trudniej się zaaklimatyzować i nawiązać więź, niż takiemu kilkumiesięcznemu. Powiem Ci, że twardy orzech do zgryzienia...Sama też nie bardzo wiedziałabym, co mam w tym temacie przez 2,5 godziny opowiadać. Może sięgnij po jakąś fachową literaturę i coś Ci się nasunie.
OdpowiedzUsuńAle na pewno wspomniałabym o tym, że wielu ludzi zdecydowanie przecenia swoje własne, "niczym nieskażone" geny, których tak naprawdę nie da się zbadać do iluś tam pokoleń wstecz - a o alkoholizmie czy innych "patologiach" we własnych szeregach jakoś już nie pamiętają i spuszczają na nie zasłonę milczenia.
Co do genów to faktycznie masz rację, często zdarzają się przecież dzieciaki "z dobrych domów", które sprawiają znaczenie więcej problemów.
UsuńDo literatury zerkam, ale od tego będą tam specjaliści, ja miałabym przedstawić punkt widzenia rodziców, ale 2,5 godziny to chyba za dużo czasu :)
Dasz radę ! Idź w to jak w dym - moim zdaniem nadajesz się znakomicie :)
Usuń:)
Usuńoczywiście że jest to wyjście jak nie można mieć swojego...
OdpowiedzUsuńMyślę, że świetnie poprowadziłabyś takie warsztaty. Mi się wydaje, że ludzie, którzy decydują się na adopcję kochają te dzieci miłością największą, miłością rodzicielską i nie traktują ich jakoś inaczej. Co najwyżej otoczenie zachowuje się fatalnie, właśnie taki psycholog, o którym pisałaś chociażby.
OdpowiedzUsuńWłaśnie najwięcej "problemów" to ja miałam ze "specjalistami", najbliższe otoczenie i sąsiedzi przyjęli dziewczynki rewelacyjnie.
UsuńWiesz co na początku kiedy zaczęłam czytać Twój blog nie wczytałąm się że masz swoje słoneczka adoptowane. No właśnie i to mówi samo za siebie. Z taką miłością o Nich piszesz że - no włąśnie miłośś to miłość. Trzymam kciuki za Twoje wystąpienie- z pewnością pięknie wszystko opowiesz;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie coraz bardziej się waham :)
UsuńJesteśmy rodzicami adopcyjnymi 2 i pół letniej Hanuli.
OdpowiedzUsuńPoznaliśmy się jak nasza Tulinka miała 5 miesięcy.
Powtórzę za Mamą Bąbelka - nie mamy dziecka biologicznego więc nie wiem jaka jest różnica. Myślę, że żadna, bo my też na co dzień nie pamiętamy, że Hania ma rodziców biologicznych i nie traktujemy jej jak "pożyczony" bagaż;-0 Powiem nawet, że im dłużej jesteśmy razem tym bardziej żałuję, że nie mogłam ją urodzić - i to jest najsmutniejsze. I tak jak każdy rodzić adopcyjny boję się jak zniesie odrzucenie przez rb, czy zdeterminuje to jej życie, czy za wszelką cenę będzie dążyć aby każdy ją akceptował, aby każdy ją lubił itd., itp.
Zacznę od mitów:
- dzieci adoptowane miały szczęście i muszą być wdzięczne,
- że geny zawsze zwyciężą,
- nie mówimy dziecku, że jest adoptowane, bo to zniszczy jego życie.
Też uważam, że ludzie za bardzo przeceniają swoje geny, zapominając o wszystkich patologicznych odchyleniach jak choćby u mnie w rodzinie - lekarz-chirurg po dyżurze zazwyczaj sięga po alkohol aby się rozluźnić, ksiądz który ma dziecko pije aby zapomnieć, ba jeździ nawet samochodem pod wpływem alkoholu, prawnik "lubi" poznęcać się psychicznie nad swoją żoną, bo stres jeszcze nikogo nie zabił, dokopać werbalnie żonie przy znajomych, rozliczać ją z każdego zakupu łącznie z obowiązkiem zbierania paragonów itd. I to wszystko można znaleźć u moich "nieskazitelnych", wykształconych, na "eksponowanych" stanowiskach bliższych i dalszych członków rodziny. No ale pracują, zarabiają pieniądze, nie chodzą pijani i nie korzystają z pomocy opieki społecznej więc patologia jest im obca.
Co do funkcjonowania w rodzinie naszej córeczki to tez nie widzimy różnicy.
Co do rozwoju póki co nie widzimy nic szczególnie niepokojącego. Pomału nasz mały, wieli człowiek staje się integralną jednostką, ze swoim zdaniem, z małymi histeriami, pokazuje swoja złość.
U mnie w rodzinie Hania jest pierwszą wnuczką, wyczekaną i kochaną. Moja siostra ma rocznego synka i nie widzimy różnicy w traktowaniu wnuków. U mojego męża z kolei nasza Tulinka jest najmłodszą wnuczką więc dziadkowie kochają i rozpieszczają ją ile wlezie;-)Tak samo wśród moich kuzynów i ich dzieci nie zauważyliśmy żadnego stygmatyzowania. Nawet sąsiedzi z bloku usunęli rowery na dole, abyśmy mogli wstawić wózek, a jedna z sąsiadek przyszła nawet z ubrankami po swojej córeczce;-))))
Myślę, że w dużej mierze to od nas zależy, jak ludzie wokół nas będą odbierać naszą rodzinę.
Dziękuję za podzielenie się swoją historią, mnie się wydaje, że największymi mitami dotyczącymi adopcji jest to, że takie dziecko trzeba bardziej kochać i że, przez to że jest po przejściach, na więcej można mu pozwalać.
UsuńKażde dziecko powinno się kochać najbardziej na świecie i nie ważne czy jest ono biologiczne czy adopcyjne.
A jeśli chodzi o pozwalanie dziecku na wszystko, lub na wiele, bo przecież biedne już tyle przeszło wyrządza się nie tylko jemu ale także otoczeniu wielką krzywdę. Dzieci nie są głupie, szybko podłapią, że na dużo się im pozwala i będę to wykorzystywały. A później nie tak łatwo jest "nawrócić" je na dobrą drogę.
Oczywiście masz racje. Mnie czasami pojawi się taka myśl, że nasza Tulinka tyle już przeszła, że może "powinniśmy bardziej...", "należałoby..." itp., ale na szczęście w normalnym życiu o tym zapominamy, bo życie rządzi się swoimi prawami i aby normalnie funkcjonować nie możemy pozwalać na wszystko - nie hodować, ale wychowywać;-0
UsuńMyśle, że nadajesz się doskonale na prowadzenie takich warsztatów! ie wiem jak to jest wychowywać dziecko adotowane. Kiedy podjęliśmy decyzje , że zaczniemy o tym z mężem rozmawiać, pojawiły sie upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Teraz czasem zdarza nam sie jednak wracac do tematu, bo marzymy o drugim dziecku, ale mając już jedno swoje, biologiczne, zmieniają się kryteria. ZMienia się spojrzenie na tą opcję :)
OdpowiedzUsuńMnie się właśnie wydaje, ze się nie nadaję, za bardzo nieśmiała jestem :)
UsuńJa może odniosę się do owych genów. Znam rodzinę, w której urodziło się dwóch chłopców. Mało tego, chłopcy byli jednojajowymi bliźniętami, byli do siebie podobni jak wdie krople wody, nawet skoki rozwojowe mieli w tym samym czasie.
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy spotykam ich rodzinę po piętnastu latach dowiaduję się, że jeden z nich chodzi do najlepszego liceum w mieście, marzy o zostaniu aktorem teatralnym, ale nie może się zdecydować, czy jednak nie próbować prawa, bo to też go interesuje. Drugi chłopak za to już któryś rok siedzi w gimnazjum, nie chce i nie potrafi się uczyć. Zaczął eksperymentować z alkoholem i używkami, ma problemy z prawem.
Stwierdzam więc, że geny nie swiadczą o niczym, przecież chłopcy urodzili się praktycznie z tym samym genotypem, a poszli w zupełnie różnych kierunkach.
Też uważam, że geny mają niewiele wspólnego z wychowaniem. Bardziej warunkują one choroby, pewnie długość życia i tym podobne biologiczne aspekty, niż zachowanie dzieci.
Usuńciekawy temat, który planowałam sama u siebie poruszyć bo chociaż sama nie miałam znim bezpośrednio styczności, to znam dziewczynę, która rzekomo nie mogła mieć dzieci - adoptowala. kochala najmocniej, a kiedy jednak zaszla jakims cudem w ciaze to ta milosc do wlasnego dziecka inna byla.
OdpowiedzUsuńInna - gorsza, czy po prostu inna inna? Mnie się wydaje, że każde dziecko kocha się trochę inaczej, co nie znaczy, że mniej.
UsuńMogę opowiedzieć o 2 znanych mi osobiście, zupełnie skrajnych przypadkach. Brat mojej koleżanki ze szkoły związał się z samotną matką 10-latki. Mimo że już taka wyrośnięta i faktycznie zupełnie obca (nie została adoptowana przez ojczyma), jest ukochaną wnuczką dziadka i sytuacja nie zmieniła się, gdy pojawiła się wnuczka biologiczna.
OdpowiedzUsuńZnam też osobiście sprawę o rozwiązanie przysposobienia - rodzice adopcyjni doprowadzili dziewczynę do ucieczki i próby samobójczej, a potem oskarżyli o to, że się nad nimi znęca (oboje z wyższym wykształceniem, "na poziomie", dobrze sytuowani, duże miasto).
Myślę, że sposób wychowywania dzieci biologicznych i adoptowanych zależy przede wszystkim od nastawienia rodziców i ich rodzin, od ich motywacji do przyjęcia dziecka.
3mam kciuki, na pewno świetnie wypadniesz!
To co piszesz dla mnie jest w ogóle nie do pojęcia. Może to złe porównanie,ale ja bym nigdy nawet psa do schroniska nie oddała, a co dopiero dziecko!
UsuńMój syn ma 22 lata. Decyzja o adopcji była moją najlepszą decyzją, jaką podjęłam w swoim życiu. Wszyscy byli przeciw. Nawet moja mama, która pracowała w Domu Dziecka. Wszyscy mi mówili, nie mów jemu- nie posłuchałam. Zaczęłam mu tłumaczyć kiedy jeszcze był małym dzieckiem. To długa historia, a ty Twoim wpisem ruszyłaś lawinę wspomnień.
OdpowiedzUsuńBardzo miło usłyszeć takie słowa od kogoś kto ma już dorosłe dziecko, Ty już nie musisz się martwić jak to będzie w okresie dorastania.
UsuńObstawiam, że świetnie sobie poradzisz!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMyślę, że dasz sobie radę z tymi warsztatami:) Wydaje mi się, że chodzi o to, żeby podzielić się przeżyciami z pierwszej ręki, doświadczeniami itp. Poruszyć mity i opowiedzieć, jak to było w Twoim przypadku.
OdpowiedzUsuńKażdy człowiek jest inny, a osobowość kształtuje się już od samego początku i cały czas można wpływać na rzeczy, zmieniać, kształtować, bo w mózgu cały czas tworzą się połączenia nerwowe.
Tak mnie w ogóle zadziwiło pytanie "czy faktycznie dzieci adoptowane wychowuje się inaczej niż biologiczne". Chyba każde dziecko się inaczej wychowuje, bo każde jest inne?
Trzymam kciuki!:))
Każde jest inne, ale wiele osób twierdzi, że adoptowane dziecko wychowuje się jeszcze inaczej, bo ona już dużo przeszło. Ja się z tym nie do końca zgadzam, ale to może dlatego, że moje dziewczynki w ogóle nie okazywały tego, ze pamiętają jakieś wcześniejsze życie.
UsuńCiekawe wyzwanie przed Tobą. Jak dobrze, że coraz częściej pojawiają się inicjatywy obalające stereotypy związane z adopcją. Forma warsztatowa pozwoli uczestnikom choć w minimalnym stopniu wczuć się w sytuację rodzin/dzieci adopcyjnych.
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak wychowuje się dziecko biologiczne, ale pochodzenie dziecka jest tu najmniej istotne. Przecież każdy rodzic ma jakiś swój model, według niego najlepszy dla dziecka. Rodzic adopcyjny może zmierzyć się z innymi problemami, zwłaszcza w przypadku starszych adoptusiów, ale tak jak biologiczny będzie starał się pomóc swojemu dziecku, jak tylko umie najlepiej.
A jeśli chodzi o mity, pewnie się powtórzę:
- przeceniana dość mocno siła genów. Usłyszeliśmy od nich co prawda od jednej osoby, za to bliskiej, tym bardziej zabolało. A teraz, jak słyszę ochy i achy nad Synkiem od tej osoby, to mam ochotę powiedzieć, że ma chyba dobre geny. Choć podejrzewam, że temat powróci w przyszłości, w sytuacji ewentualnych problemów.
- traktowanie adopcji jako cudownego sposobu na zajście w ciążę. Wiele osób, które dowiedziało się o naszej sytuacji, spieszyło z pocieszeniem, że teraz na pewno zajdę w ciążę, nie pytając mnie czy mam taką potrzebę.
- podkreślanie wielkiego szczęścia, jakie spotkało adoptusia. A to my mieliśmy szczęście, że trafił do nas.
Mam nadzieję, że zaproszenie będzie sfinalizowane.
Powodzenia
Właśnie, największe szczęście to mają rodzice, a nie dziecko!
UsuńMyślę, że na pewno świetnie sobie poradzisz. Kiedyś, zanim udało nam się zajść w ciążę, rozważaliśmy adoptowanie dziecka i najbardziej interesowała nas zwykła codzienność rodziców z adoptowanymi dziećmi. Jak wyglądają początki, czy rzeczywiście trudniej jest wychować starsze dziecko adopcyjne itp... Teoria, teorią, ale różnie to bywa. Znamy rodzinkę, która adoptowała 3 dzieci, a 4 udało im się mieć biologiczne choć już w najśmielszych snach by nie przypuszczali. Dzieci adoptowane były w różnym wieku, ale oni twierdzili, że to nie ma znaczenia większego, że dziecko jakoś tam wypiera tą przeszłość i jest takie, jakie kształtuje je nowa rodzina.
OdpowiedzUsuńTeż mi się wydaje, że po jakimś czasie adopcja w ogóle przestaje mieć znaczenie, zapomina się o niej.
Usuń